Rannis i Kesebii siedzieli na ławeczce w środku lecznicy. Mijały godziny. Zbliżał się czas na walkę o odznakę. Rannis patrzył w podłogę.
- Coś ty tak nagle wybiegł z tego parku? - przypomniał Kesebii.
- Widziałem w jego oczach ból, cierpienie, błaganie, nadzieję... - spojrzał na drzwi prowadzące do sali intensywnej terapii. - Pamiętasz, gdy ci opowiadałem o tym, jak straciłem ojca? - wziął głęboki oddech. - Jego ciało zostało rozerwane na kawałki przez pokemona, który należał do jego "przyjaciela". Podsłuchałem rozmowę Misty z moją matką. Okazało się, że ten "dobry znajomy" był członkiem gangu, który zwie się Team Lantan. Tyranitar miał wysadzić gym w Cerulean, ale mój ojciec zasłonił go ciałem. - przełknął ślinę, a łzy zaczęły spływać z oczu. Po tym, jak tata padł na ziemię, Misty zareagowała i złapała bandytę. Niestety, ojciec był tak poturbowany, że nie dało się go uratować.
Kesebii słuchał uważnie. Nie potrafił wykrztusić żadnego słowa.
- Postanowiłem, że nie chcę widzieć więcej takich sytuacji.
Z sali wyjechał wózek, który prowadziła Siostra Joy. Siedział na nim Lombre.
- Dobrze, że go przyprowadziliście. Dzięki wam nie zmieniło się to w nic poważnego.
Lombre zeskoczył z wózka i podszedł do Rannisa. Złapali ze sobą kontakt wzrokowy. Zamiast bólu i cierpienia była teraz odwaga i wdzięczność.
- Chciałbyś dołączyć do mojej drużyny? - zapytał prosto z mostu.
Pokemon uśmiechnął się, co mogło znaczyć "tak". Rannis wyjął pokeballa i dotknął nim czoła Lombre. Wessało go do środka. Pokeball się nawet nie ruszał.
- Teraz masz szanse wygrać!
- Wiem. Obecnie, stawienie czoła Brockowi, nabiera sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz