- Nie ma co owijać w bawełnę. Nie mam z nim szans. - rozluźnił się na kanapie i popatrzył się w sufit.
- Co ty wygadujesz? Ja dałem radę to i...
- Miałeś korzystniejszą sytuację. Sam twój Ivysaur zmiótłby wszystkie jego pokemony.
Rannis wstał i podszedł do okna.
- Teddiursa nie zrobi na jego pokemonach wrażenia. Magikarp, mimo że jest typu wodnego, zna tylko ataki normalne. Jedynie Lunatone może wygrać swoją walkę, ale i w to wątpię.
- Musisz obmyślić strategię.
- Problem leży w tym, że nie mam żadnego pomysłu. TM'y są za drogie...
- Może potrenujesz?
- Przecież ja dziś walczę. Nie zdążą się zregenerować. Ciężki orzech do zgryzienia. - westchnął.
Wyszli z Centrum Pokemon. Chodzili po mieście i oglądali przedmioty wystawione na straganach.
- Nic ciekawego...
- Przestań narzekać. To w końcu ja jestem marudą, nie ty. Nie pozwolę odebrać ci tego tytułu.
Rannis uśmiechnął się.
- Masz rację. Nie ma, co się denerwować. Zawsze jest jakiś sposób.
Przez pewien czas spacerowali po rynku, kiedy wreszcie skręcili do parku. Ławki znajdowały się pod płaczącą wierzbą i naprzeciwko stawów. Na całym terenie rosły różnego rodzaju krzewy oraz drzewa. Środek zdobił wysoki, potężny dąb, na którym opierały się Nuzleafy i Cacturne'y. Po niebie latały Butterfree, Pidgeye oraz Lediany. W stawach pływały Marille z pociechami, Feebasy i Barboache. Na dróżce stali dwaj trenerzy toczący ze sobą bitwę.
- Beedrill, Fury Attack!
Nidorina została zaatakowana gradem ciosów. Żądło Beedrilla dokładnie trafiło w każdą część ciała przeciwnika. Nidorina padła na drogę.
- Powrót!
Trenerzy stanęli przed sobą i mocno uścisnęli sobie dłonie. Zza drzew było słychać jęki. Były one tak przeraźliwe, że ich słuchanie sprawiało ból. Kobiety widzące zaistniałą sytuację zaczęły krzyczeć. Rannis z Kesebiim pobiegli na miejsce zdarzenia. Za klonami stały dwa Nuzleafy kopiące leżącego na ziemi Lombre. Był on cały poobijany i posiniaczony. Nie ruszał się.
- Zostawcie go, durnie! - krzyknął Kesebii.
Rannis zauważył, jak Lombre na niego zerkał kątem oka. Widać w nim było ból i błaganie o pomoc. Pokemon zemdlał. Bohater ze złości rozgryzł wargę. Cienka linia krwi spływała po brodzie.
- Teddiursa, wybieram cię!
Rannis podszedł bliżej i lekko popchnął przyjaciela.
- Posuń się, Kesebii. To jest moja walka. - wytarł wargi rękawem kurtki. - Teddiursa, Scratch!
Niedźwiadek podbiegł do przeciwników. Tamci jednak z łatwością odskoczyli.
- Double Team!
Na polu bitwy pojawiła się chmara Teddiursów. Znad przeciwka nadlatywały nasiona z prędkością porównywalną do wystrzału z pistoletu.
- Fury Cutter!
Wszystkie niedźwiadki unikając nasiennych pocisków, rzuciły się na Nuzleafy. Ostrym pazurem zadrapały ich brzuchy. Ledwo stały na nogach.
- Scratch!
Ponownie pazury boleśnie zadrapały przeciwników. Obolałe Nuzleafy uciekły do centralnej części parku. Rannis podbiegł do Lombre i zaczął nim lekko potrząsać.
- Stary, obudź się! Chłopie, dawaj!
- Jest nieprzytomny... - spostrzegł Kesebii.
- Przecież widzę! - w jego głosie można było usłyszeć głęboki smutek.
Odwrócił się twarzą do Kesebiiego. Z jego oczu spływały łzy.
- Jak można zrobić swojemu druhowi coś takiego?
Rannis podniósł Lombre i wziął go na plecy.
- Dasz radę. Zaraz będziemy w Centrum Pokemon.
Od razu zaczął biec w stronę lecznicy. Kesebii gonił swojego szybkiego przyjaciela.
- Wszystko będzie dobrze.
Lombre otworzył lekko oczy i wsłuchiwał się w słowa Rannisa. Po chwili znowu zemdlał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz